[PREMIERA] Marka Jetour ląduje w Warszawie. Chiński desant na polski rynek
Marka Jetour oficjalnie w Polsce. Do końca roku 20 salonów stacjonarnych, w 2026 kolejne 10. poznaj gamę modelową oraz relację z premiery nowej chińskiej marki w Polsce.
W polskim kalendarzu premier motoryzacyjnych widzieliśmy już wszystko. Skromne prezentacje w hotelowych salkach, jazdy po nudnych trasach testowych i prezentacje, które usypiały szybciej niż tabletki nasenne. A potem wchodzi Jetour (czyt. Dżetur – cokolwiek to znaczy), cały na biało... a właściwie w blasku reflektorów, dymu i z rozmachem, którego nie powstydziłby się sylwestrowy koncert. Warszawski Tor Służewiec zamienił się na jeden wieczór w centrum motoryzacyjnego wszechświata.

Były tłumy gości, celebryci uśmiechający się do obiektywów i trzy nowe samochody, które mają zamiar zrobić na naszym rynku potężne zamieszanie. To nie była próba cichego wejścia na rynek. To była głośna, huczna deklaracja: "Jesteśmy, mamy pieniądze i zamierzamy sprzedawać dużo samochodów". Czy to się uda? Czy to ma sens? Czy te auta są godne uwagi? Postanowiłem to sprawdzić i… nie mam jednoznacznych odpowiedzi.
Kim (albo czym) jest Jetour?
Zanim przejdziemy do samych aut, warto zadać sobie pytanie, skąd w ogóle wziął się ten nowy gracz. Historia jest krótka, bo marka Jetour powstała w Chinach w 2018 roku, co w świecie motoryzacji jest mgnieniem oka. To submarka gigantycznego koncernu Chery, stworzona, by celować w młodszych, dynamicznych klientów, którzy chcą technologii i designu, ale niekoniecznie chcą za to płacić cen z segmentu premium. A teraz, po zdobyciu przyczółków na kilku innych rynkach, wchodzą do Polski z całą gamą modelową naraz. Strategia jest prosta i brutalna: dać klientowi absolutnie wszystko w standardzie, dorzucić 7-letnią gwarancję (z limitem 150 000 km) i wystawić rachunek, który u konkurencji wywołuje nerwowy tik oka i mimowolny krzyk: Że ile?!
Na start dostajemy trzy SUV-y: Dashing, X70 Plus i T2. Każdy inny, każdy wycelowany w inną potrzebę, ale wszystkie łączy jedno – lista wyposażenia długa jak chiński mur. Cechy wspólne? Brak. Stylistyczna równowaga i jakiś zamysł? Brak. Sens? Być może. Atrakcyjna oferta? Ciężko przyznać, ale… tak.
Akt 1. Jetour Dashing: Modniś z wielkim tabletem
Pierwszy na scenie pojawił się Dashing. To kompaktowy SUV (4,59 m długości), który wygląda, jakby uciekł z planu filmu science-fiction. Ma agresywny, bezramkowy grill, ostre linie i klamki chowające się w nadwoziu. Ewidentnie celuje w tych, dla których styl jest ważniejszy niż cokolwiek innego. Wnętrze to już czysty high-tech. W tańszej wersji dominuje ekran 12,8 cala, a w droższej – monstrualny, 15,6-calowy tablet, który zarządza dosłownie wszystkim. Fani ergonomii pewnie dostaną zapaści, ale gadżeciarze dadzą sobie radę. Fotele są podgrzewane i wentylowane, a panoramiczny szyberdach jest w standardzie.
Pod maską bez szaleństw, ale solidnie i co dla większości najważniejsze - spalinowo. Do wyboru są dwa silniki benzynowe: 1.5T o mocy 156 KM (230 Nm), połączony z 6-biegową skrzynią dwusprzęgłową (DCT), oraz mocniejszy 1.6T generujący 197 KM (290 Nm) i spięty z 7-biegowym DCT. Oba napędzają tylko przednią oś. W sumie przydałaby się jakaś sensowna hybryda, ale Chińczycy albo oferują coś genialnego (np. superhybryda BYD itp.) albo kompletnie nieekonomiczne benzyny. Jak jest tutaj? Zobaczymy, ale na cuda bym nie liczył. Ceny? Zaczynają się od 112 900 zł, co za tak wyglądające i tak wyposażone auto brzmi jak pomyłka w druku. Ale lecimy dalej!
Akt 2. Jetour X70 Plus: Siedmioosobowy autobus rodzinny
Drugi model to X70 Plus, czyli propozycja dla tych, którzy zdążyli się rozmnożyć. To już kawał auta – ponad 4,7 metra długości – a jego największą zaletą jest to, że w standardzie oferuje 7 miejsc. Dwa dodatkowe fotele w trzecim rzędzie można złożyć by zyskać płaską podłogę, lub rozłożyć niemal całkowicie rezygnując z bagażnika. To kolejny 7-osobowy SUV na rynku, ale z tą cenę, konkurencja może mieć spory problem. Ale po kolei. Stylistycznie X700 Plus jest bardziej powściągliwy niż Dashing, ale wciąż wygląda nowocześnie, z potężnym chromowanym grillem i 20-calowymi felgami. Wnętrze to z kolei ukłon w stronę Mercedesa – mamy tu połączony panel dwóch ekranów 10,25 cala i od groma nawiązań do niemieckiego konkurenta. Nawet na prezentacji przedstawiciele marki specjalnie się z tym nie kryli.
Co ciekawe, lista wyposażenia jest równie absurdalnie długa. Wersja 1.5T 6DCT ma już kamerę cofania, panoramiczny dach i elektryczną klapę bagażnika. Droższy wariant 1.6T 7DCT dokłada do tego kamerę 360 stopni, 8 głośników (zamiast 6), trzystrefową klimatyzację (z osobnym panelem dla drugiego rzędu), podgrzewane i wentylowane fotele przednie oraz fotel kierowcy z pamięcią. Silniki są te same co w Dashingu (156 KM i 197 KM). Cena? Od 124 900 zł. Znalezienie innego, nowego, 7-osobowego SUV-a z takim wyposażeniem za te pieniądze jest... niemożliwe. Nie okłamujmy się – to oferta powodująca opad szczęki. Nawet koledzy dziennikarze na trybunach nie kryli zdziwienia. Nie mogę się doczekać, aby sprawdzić to auto, aby znaleźć jakieś wady i problemy. Musi mieć. Musi!
Akt 3. Jetour T2: Twardziel (przynajmniej z wyglądu)
Na koniec zostawiono wisienkę na torcie. Model T2. To jest odpowiedź Jetoura na modę na "pudełkowate" terenówki. Wygląda jak wściekły i nieco futurystyczny potomek Defendera i Bronco. Ma niemal 4,8 metra długości, potężne nadkola, pionową szybę przednią i pełnowymiarowe koło zapasowe na drzwiach bagażnika (otwieranych na bok). To auto krzyczy "PRZYGODA!", nawet jeśli największą przygodą będzie podjazd pod wysoki krawężnik w centrum miasta. Zimą. W śnieżycy. Po ciemku!
Ale w przeciwieństwie do wielu udawaczy, T2 ma argumenty. Występuje tylko w jednej, kompletnie wyposażonej wersji. Pod maską pracuje 2-litrowy silnik benzynowy o mocy 254 KM (z momentem obrotowym 390 Nm), połączony z 7-biegową skrzynią DCT. I co najważniejsze – ma napęd „Real Time 4WD” z elektronicznie sterowanym mechanizmem różnicowym o ograniczonym poślizgu i trybami jazdy na śnieg, błoto czy skały. Nie powiem, to nawet do mnie przemawia i jeśli kiedykolwiek zdecydowałbym się na zakup chińskiego auta (gdy inni producenci by zbankrutowali), moja odkrywcza dusza mogłaby mi podpowiadać: „Weź T2! Załóż bagażnik na dach, wyciągarkę, namiot, snorkel, terenowe opony! Będzie sam raz do miasta!
We wnętrzu znów króluje technologia: 15,6-calowy ekran, procesor Qualcomm Snapdragon 8155, 12 głośników z subwooferem, reflektory Matrix LED i absolutnie wszystko, co dało się zaznaczyć na liście opcji, w tym podgrzewana przednia szyba i kierownica. To wszystko opakowane zaskakująco cywilizowaną stylistyką, miękką skórą i ładnymi dodatkami. Cena za tego "wszystkomającego" twardziela to 174 900 zł. Wydaje się sporo, ale znów – niech ktoś znajdzie tańszą alternatywę.
Werdykt, czyli: Czy to ma sens?
Jetour nie przyszedł do Polski prosić o udział w rynku. Przyszedł go sobie wziąć. Huczna premiera na Służewcu była tylko pokazem siły. Prawdziwą bronią jest stosunek ceny do wyposażenia. Trzy zupełnie różne modele, każdy naładowany technologią po dach (często panoramiczny i w standardzie), z mocnymi silnikami benzynowymi i 7-letnią gwarancją, w cenach, które u europejskiej i japońskiej konkurencji wywołają co najmniej migrenę. Czy to wszystko będzie działać i czy się nie rozpadnie? Cóż, 7 lat gwarancji to odważna deklaracja, że producent jest pewny swego. Jestem bardzo ciekawy najbliższej przyszłości i ruchów konkurencji, bo na rynku robi się naprawdę gorąco. Fakt, niektórzy posiadacze chińskich aut mają pewne problemy np. z dostępnością części, ale te ceny naprawdę przekonują, a ekspansja chińskich producentów zdaje się nie mieć końca. Pozostaje pytanie – które marki się utrzymają i zostaną na dłużej? O tym przekonamy się zapewne za kilka lat, a tymczasem mamy okazję obserwować naprawdę ciekawe zmiany.